Rozwiązał sie worek z jesiennymi świętami, w maleńkich miasteczkach rozsianych pośród gór Masywu Centralnego. Zawsze fascynuje mnie trud ludzi, którzy zjednoczeni bardzo często w małych społecznościach, podejmują wysiłek, by spotykać się na takich imprezach.
Dzisiaj osobistością na tym święcie jest niepozorny, bardzo kłujący brązowych obywatel jesieni- kasztan jadalny!
Okazja do pokazania swoich umiejętności w rożnych dziedzinach kulinarnych. Kolory i zapachy mieszają sie dookoła tworząc zachętę do próbowania, smakowania, "ochów" i "achów" nad coraz to nowymi smakołykami.
Ciastka jak przystało na ich kolor i smak, w swoim składzie mają dynię.
Wyroby wędliniarskie, no cóż nie można przejść obojętnie obok takich stoisk.
Stoiska serowe, dla Francuzów wyjątkowe ser jest składnikiem niezbędnym do życia, skupiały wyjątkowe ilości odwiedzających.
Miałam okazję posmakować pieczonych kasztanów :) Smak taki sobie, może w innej formie byłyby lepsze?
OdpowiedzUsuńBardziej podoba mi się ich kolor :) Uwielbiam brązy. Pozdrawiam serdecznie . Basia ( mazurskie pasje-świat Basi).
Ależ smakowity post :)
OdpowiedzUsuńJak to wszystko wygląda apetycznie. Widać, że to takie swojskie wyroby a nie masowa produkcja. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń