Zostałam uziemiona, ale właściwszym słowem byłoby zaśnieżona. Śniegu napadało tak dużo, że w praktyce poza miejsce zamieszkania wyruszam samochodem raz w tygodniu, i to wtedy, kiedy Jędrek ma chwilę wolnego czasu. Lekcje francuskiego zawieszone, bo niemożliwe jest dojechanie do mojej Pani Rosyline.
Wszystko zastygło w zimowym bezruchu.
No może nie do końca zastygło, bo jednak postanowiłam dokończyć pozaczynane projekty, i tak skupiłam sie na wyszywaniu mojej ogromnej nowo bożonarodzeniowej szopki / na przyszłe święta , będzie jak znalazł/. Zdjęcia w następnym poście.
A dzisiaj zdjęcia z dwóch spacerów z Guzikiem - nie mogłam się oprzeć, aby pokazać to białe szaleństwo.
Taka zima zawsze kojarzy mi się z dzieciństwem, gdy wracałam do domu z podwórka moje rękawiczki były sztywne od mrozu, policzki , aż paliły z zimna a włożenie klucza do drzwi wejściowych graniczyło z cudem.
Pozdrawiam Wszystkich zimowo, śnieżni i słonecznie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz