Przyleciał zaledwie kilka dni temu.
Wczepił się chudymi łapkami w kamienną ścianę domu, jak wytrawny alpinista.
Obejrzał się, spojrzał czarnymi oczkami i od razu skradł mi serce.
Teraz przylatuje codziennie. Pewnie mogłabym zamknąć go w dłoni.
Długo szukałam w książkach, kto taki mnie odwiedził.
I oto przedstawiam Wam mojego prawie prywatnego... kowalika.
Ale udało Ci się uchwycić , piekne zdjęcia , pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńPiękny ten kowalik, do nas przyleciał jakiś taki żółto-szary, ale nie mogę znaleźć co to gatunek. Przyjemnie tak podglądać z bliska:)) Ja czekam na mojego dzięcioła, może się uda:)
OdpowiedzUsuńbuziaki,
Marta
Uwielbiam podglądać świergotki, to takie uspakajające.....
OdpowiedzUsuńUsciski