
Naprawdę trudno się oprzeć, aby nie fotografować kolorowych motyli. Ilość owadów, jakia zamieszkuje lawendę, jest tak różnorodna i ilosciowo chyba nie do policzenia. Koniecznie chciałam podzielić się w Wami tym widokiem.
Wczoraj, moja Maksia zabrała mnie na zbieranie ziół, takich małych, słodkich bukiecików, które będą później przypominać mi letnie dni. Łąka była zachwycająca, całkiem spora, wielobarwna i pachnąca. Odpoczynek gwarantowany, po prostu sama przyjemność. Uzbrojone w nożyczki, szpulkę sznurka i chęci zaczęłyśmy zbieranie. Muszę przyznać, że znowu Maksia mi zaimponowała - bo to trzeba się znać, wiedzieć, jakie kwiatki ścinać i jakie ilości, by dobrze wyschły, a przy tym stały się ozdobą, a nie zbitkiem roślinek... 
Zebrałyśmy cytrynową kosankę, pieprzowo pachnący piołun, fiolotewą macierzankę - będzie przyprawą do mięsa i malutkie główki dzikiego maku. I tutaj, a muszę to napisać, dbałość o Matkę Przyrodę, wzruszyła mnie bardzo...bo wszystkie nasionka, ktore wysypały sie z makowinek, a odcinałyśmy głowki na tarasie domu, zostały zebrane i będą wysiane na łące. W nastepnym roku znów będą cieszyć swoimi czerwonymi płatkami. Tak zatoczyło się koło przyrody, aby powtórzyć cud natury. Lato spędzam więc, tak jak za dawnych dziecięcych lat, w leniwym tempie dni wygrzanych słońcem. Napawam się tym ciepłem, kolorami i zapachami. Wyostrzenie zmysłów jest takie niesamowite...
Mam tylko okropnego lenia, jeśli chodzi o krzyżyki, ale po cichutku rozliczam sie z tego, bo szkoda tak cudnej pogody, szkoda mi czasu na siedzenie przy stole w bloku, gdy za oknem taki cudowny świat.
Pozdrawiam Was więc cieplutko ze słonecznego Augustowa...z trzepotem skrzydeł kolorowych motyli.
