wtorek, 22 listopada 2011

Pożegnanie z jesienią

           Dynie były moimi pierwszymi samodzielnie kupionymi produktami we Francji. Mniejszą kupiłam na lokalnym ryneczku i więcej przy tej transakcji było usmiechów niż słów, ale i tak niosłam te 6 kg  z taką dumą do samochodu, że ho, ho...
Druga została zakupiona 2 tygodnie później na lokalnym brocantie za połowę ceny mniejszej.
 
  
Jędrek musiał ją nieśc kawałek drogi do naszego auta, a po drodze kilka osób sugerowało, że jest taka śliczna, więc na pewno plastikowa...
          Obie dojechały do domu bezpiecznie, aby rozsiąść się wygodnie na ganku. Wygrzewały się w słonku długie tygodnie....
Aż w końcu nadszedł czas, by te pomarańczowe kule zamknąć z słojach.

Przepis podała mi mama:
  • dynię obrać ze skórki, 
  • pociąć na sporą kostkę, 
  • przełożyć  do garnka i zasypać cukrem,
  • tak pozostawić na 12 godzin, w tym czasie dynia puszcza sok.
  • następnie sok zlać, dodać ocet, goździki i cukier.
Wszystko jest na smak. Nie ma proporcji - w każdym razie ma być słodko-kwaśno, ale z ostrzejszą nutą octu.
Kosteczki poukładać w słoiki i zalać gorąca zalewą. Można za pasteryzować albo docieplić słoiki.
        
A i oczywiście przechować pestki do następnego roku, bo mój ambitny plan jest taki, by w następnym roku samej wyhodować te cudowne warzywa.   

      
A to już ostatnie zdjęcie mojej ulubionej dyni w całości w towarzystwie koleżanek. Teraz została już tylko mała- prezent od Dominiki, ktorą sama wyhodowała - i ciepliwie czeka na przyrządzenie z niej zupy....

1 komentarz:

  1. dynia na tle kamieni... piękne, w ubiegłym roku przepasiłam wyroby z dyni ale w tym musze cos zrobić.

    OdpowiedzUsuń